Nathii M. Nathii M.
39
BLOG

"Przyjaźń", odc. 30

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 9

Bez głębszego namysłu Santiago wskoczył z powrotem na fotel, nacisnął sprzęgło, gaz i wyrwał pod prąd. Lincoln stracił kilka sekund odczytując jego zamiar i zbierając się po uderzeniu. Rozpędzona kolorowa karuzela samochodów rozpiechrzała się w panice na boki ustępując miejsca panamerze, w której reflektorach można było dostrzec lęk, a spod nozdrzy zderzaków biła piana, jak u przerażonego zwierzęcia. Santiago ujrzał typowy w takich chwilach obrazek w postaci wskaźnika ilości paliwa niebezpiecznie dryfującego w kierunku zapalającej się lampki. Wiedział, że miał zatankować na swojej ulubionej stacji i przeklinał przyczynę, która mu to uniemożliwiła. Dwunastolatek z Bronxu w ramach zemsty na niepłacącym alimentów ojcu wykradł jego pistolet i udał się z nim na stację, by sterroryzować sprzedawcę i ukraść paczkę prezerwatyw oraz napój energetyczny, ten, co ponoć prokuruje pełen odlot. Aktualnie na miejscu zdarzenia krzątała się ekipa telewizyjna przygotowująca program o młodocianych przestępcach.

Santiago dostrzegł przed sobą wóz, który nie planował się cofnąć. Błyskawicznie przygotował swój rewolwer ukryty w wewnętrznej kieszeni marynarki. Drugi czerwony lincoln nie szedł na czołówkę. Według Santiago oznaczało to, że kierowca będzie strzelał. Jeżeli zdejmie kierowcę, przypuszczalnie z siedzenia obok poprawi pasażer. Wszystko wydarzy się w mgnieniu oka. Santiago zaufał swojemu zmysłowi wytrawnego myśliwego. Otworzył trzymające się na słowo honoru okno. Tuż przed pojazdem agresora wprawił swój samochód w kołysanie i odgiął do tyłu fotel kierowcy. Przygotowany od egzekucji gangster zawahał się przez milisekundę. To wystarczyło. Wyciągnięta lewa ręka Santiago pociągnęła za spust dwukrotnie. Dwa razy celnie. Osuwająca się dłoń gangstera z karabinem maszynowym poszatkowała tylną oponę panamery. Pan Zuleta odrzucił swoją broń, by nie skończyć na betonowym murze kończącym ulicę, ani na tym oddzielającym dwa kierunki jazdy. Podążał wprost do zastawionej pułapki. Dwa czarne cadillaki stały w poprzek. Czterech uzbrojonych mafioso wyległo przed kryjówki. Santiago ledwie zdążył podnieść szybę od strony kierowcy i odnaleźć swój upuszczony pistolet. Musiał zahamować. Nie miał szans na oddanie jakichkolwiek strzałów. Każda część ludzkiego ciała wystawiona poza opancerzony wóz nabrałaby wyglądu arbuza w dyskoncie spożywczym pod koniec dnia roboczego. Był zmuszony do obserwacji przedniej szyby bombardowanej pociskami, do wsłuchiwania się w metal odbijający się od maski i spadający na asfalt.

Kiedy taka chwila zmienia się w absolut, kiedy nie wiadomo, czy pragnie się bardziej przeżyć za wszelką cenę czy jak najkrócej być świadomym rozpoczętego procesu odchodzenia, deja vu nie jest niczym obcym.

Nowi w Nowym Jorku - Santiago i jego siostrzyczka, Florencia. To miało miejsce niedługo po tragicznej śmierci ich rodziców i powrocie chłopaka ze szpitala. Wciąż odbywał rehabilitację w jednej z najlepszych amerykańskich klinik, ale to właśnie wtedy zdał egzamin na prawo jazdy. Wyrzucał sobie, że kiedy pracuje na przyrządach zwracających sprawność jego mięśniom i ścięgnom, nie może pilnować dziewczynki pod drzwiami jej szkoły. Z sercem w gardle zjawiał się tuż po jej zajęciach. Odpalał nerwowo papierosa, gdy z bramy wychodziły kolejne dzieci, ale nie jego dziesięcioletnia siostra. W końcu szła i ona - szczebiotała z koleżankami. Kiedy odwróciła jednak twarz, za każdym razem jej sztuczny uśmiech znikał. Potrzebowała odwracania twarzy w trakcie rozmowy jak astmatyk inhalatora. Emocje musiały spłynąć. Tamtego dnia burzowo było od rana. Florencia wsiadła do samochodu, zapięła pasy, a deszcz zmienił się w grad. Łzy pociekły dziewczynce po policzkach. Santiago spojrzał pytająco.

- To są strzały. Musimy uciekać... - łkała.
- To jest grad - odpowiedział niepewnie.

Florencia zapomniała się w płaczu. Przechodził on w ciągłe wycie połączone z krzykiem. Grad się nasilał. Santiago słyszał, tak jak jego siostra, przeciągłą serię z karabinu.

- Uciekniemy stąd zanim rozwalą nam samochód, rozumiesz? - zwrócił się do pasażerki. - Musisz mi zaufać i nie wolno ci płakać. Nie możesz koncentrować się na własnej słabości. W momencie ataku twój umysł ma być najjaśniejszy, wiesz, o czym mówię? Tylko tak mamy szansę przeżyć. Nie wierz w to, że takie szczęście zdarza się raz. Zrobimy to znowu. Nie zwariować, o to chodzi, nie zwariować.

Florencii nie było łatwo się uspokoić, ale wierzyła bezgranicznie bratu, gdy ten łamał wszelkie przepisy ruchu drogowego chcąc być szybszy od chmury, która ciskała w nich swymi pociskami i drenowała świeżo zabliźnione mentalne rany. Dojechali do motelu za miastem o nazwie "Red Carpet" choć, jak zauważył Santiago, poziom czystości w nim zachowany sugerował by nazwę "Black Carpet".

- Zobacz, tu też jest chmura - wyszeptała Florencia.
- Musisz nauczyć się żyć z tym, że zawsze będzie nad nami jakaś chmura. Włóż niepokój do klatki i zanim ona plunie na ciebie deszczem, ty pluń na nią - ocieplił twarz uśmiechem. - I pamiętaj, gdzie są schrony - takie jak ten.

Odcinek 1

Odcinek 29

Odcinek 31

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura