Nathii M. Nathii M.
98
BLOG

"Przyjaźń", odc. 2

Nathii M. Nathii M. Kultura Obserwuj notkę 27

Jakiś szczwany lis wpadł na pomysł, żeby ulicę Rycerską umieścić w pobliżu sądu i prokuratury. Pomimo swej nazwy aleja niewiele miała wspólnego z etosem, nie licząc honorowych dawców moczu rezydujących w każdej z bram. Anna właśnie kontemplowała obecność grzyba na swojej klatce schodowej, gdy jej wzrok przyciągnęły czerwone, nieregularne plamy na chodniku pomiędzy gołębim kałomoczem.
- Ptasia grypa, ani nawet ptasia biegunka, to to raczej nie jest... Widocznie ktoś uczcił ten poranek stratą zęba.
Przeszył ją zimny dreszcz. Obecna sytuacja nie pozwoliła jej myśleć o krwawych śladach jak o regularnym mordobiciu o butelkę denaturatu, nad którym przechodzi się do porządku dziennego w przeciągu minuty. Kap, kap... kropelki prowadziły Annę jak po sznureczku do jej własnej bramy.
- A to co znowu? Boże, jakie to... świeże. Nóż był w użyciu - wzdrygnęła się Anna na widok kałuży juchy niemal ściekającej do studzienki.
Ślady zaczęły się układać zygzakiem. Ktoś wycierał ręce o mur. Ktoś wycierał jakąś część ciała o mur.
- Co za biedak... Gdzie karetka? - denerwowała się dziewczyna, przyspieszając kroku.
Chciała być już w Warszawie. Albo od razu w Nowym Jorku. Nie będzie dzisiaj ostatniego prysznica ani ostatniego obiadu. Weźmie torbę i wsiądzie w taksówkę. Trzeba zadzwonić do Victora. Spadamy, nic tu po nas. Przez kilkanaście sekund w słuchawce śpiewała Amy Winehouse, a potem odezwała się hiszpańskojęzyczna sekretarka:
- Tu Victor Sanchez, w tej chwili nie mogę rozmawiać...
- W tej chwili?! - wymruczała Anna. - Oby to było tylko w tej jebanej chwili. Miałeś być pod telefonem, kurwa. Plan B dalej obowiązuje, ale masz do mnie zadzwonić, i to jak najszybciej.
Czerwona ścieżka zdrowia prowadziła pod bramę Anny.
- Oczywiście, kurwa. Lepiej, żeby to byli ci spod piątki - myśli przelatywały jej przez głowę jak kieszonkowiec przez autobus. Nerwowo odgarniała dredy z czoła, a one strzelały z powrotem na to samo miejsce. Pierwsze piętro, drugie, Boże, ile krwi. Na półpiętrze Lola.
- Coś pod piątką? - Anna krzyczała tak szybko, jak tylko zobaczyła koleżankę.
- Pewnie to, co zwykle.
- On ją, czy ona jego?
- Chyba on i kumple. Nie wiem. Matkę mi zabrali do szpitala - wyjęczała Lola obracając się twarzą do ściany.
Anna ciężko westchnęła. Tym razem naprawdę nie mogła pomóc przyjaciółce.
- Czyli mówisz, że to stary Rempel i jego kumple?
Lola uraczyła Annę spojrzeniem psa, któremu się wyżera z miski:
- Powodzenia w wielkim świecie, księżniczko.
Anna usiadła na schodku obok, wycierając dżinsami krwawą plamę. ("Będzie wyglądało, że mam okres, cholera".)
- Pamiętasz Juana Carlosa? Tego Kolumbijczyka, który mnie odwiedzał? Poznaliście się kiedyś na korytarzu.
Lola skinęła głową.
- No właśnie. On miał wrogów, którymi się ze mną podzielił. To tak w telegraficznym skrócie. Kiedyś opowiem ci całą historię. Pamiętaj o tym, że masz wielki talent, wyjedziesz stąd i niedługo spotkamy się w innym miejscu niż ta piękna brama - Anna wysiliła się na uśmiech. - Czyli to był Rempel spod piątki?
- Nie wiem, czy to był Rempel, bo gadałam z lekarzem w domu, ale chyba widać wyraźnie: ślady prowadzą pod piątkę.
- Lekarz przy tym był? I gówno go to obeszło?
- Jaki tam lekarz... Stary Kwiatkowski. Dobrze, że się chociaż moją matką zajął. Remplowej kiedyś kazał się udusić rzygami.
- Porządny facet - przynajmniej nie słyszałam, żeby komuś zaszył igłę w sercu, wacik w żołądku, albo dokonał trepanacji czaszki zamiast operacji kręgu szyjnego, bo pomylił zdjęcia pacjentów. Te tematy są teraz na topie, moja najdroższa. Gdyby Remplowa się udusiła rzygami, świat by niewiele stracił. Przepraszam, telefon.
To był Victor.
- Wszystko pod kontrolą, możesz wejść do mieszkania...
- Czemu nie odbierałeś? - dociekała Anna. - Skąd wiesz, gdzie teraz jestem?
- Nie siedź na schodach, bo się przeziębisz. Powiedz Loli "do widzenia", wejdź do domu i przygotuj rzeczy. Zaraz się spotkamy.
Lola nie znała hiszpańskiego. Spojrzała pytająco na koleżankę.
- Mam się z tobą pożegnać - powiedziała Anna. - Tak powiedział Victor Sanchez. A ja od siebie dodam, że zanim otworzę drzwi do mojego domu, ty masz już być w taksówce i nie pokazywać się tu przez kilka tygodni, rozumiesz?
Lola nie rozumiała:
- Wrogowie Juana Carlosa to chyba jakaś choroba zakaźna? Najpierw są twoimi wrogami, potem moimi...?
- Idź już do kurwy nędzy.
- Taksówką? Filmów się naoglądałaś? Skąd ja mam mieć kasę na taksówkę?
Anna wcisnęła jej do ręki stuzłotowy banknot.
- A skąd ty masz tę kasę na taksówkę?
- Filmów się naoglądałam. Nieważne. Biegnij już, Lola. Biegnij.

Odcinek 1

Odcinek 3

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura