Nathii M. Nathii M.
933
BLOG

Będę brała do ręki z obrzydzeniem

Nathii M. Nathii M. Polityka Obserwuj notkę 7

Chciałabym wypowiedzieć się w sprawie profesora Kieżuna z punktu widzenia dziennikarsko-marketingowego. Poczułam się zainspirowana tą notką pana Rocha Baranowskiego:

http://rochbaranowski.salon24.pl/607132,w-sprawie-profesora-kiezuna

Jestem w tym momencie za granicą i nie miałam fizycznego kontaktu z najnowszym numerem pisma „Do Rzeczy”. Przeczytałam już ze sto wpisów w salonie24 o sytuacji z profesorem. Czy lustrować, czy nie lustrować, kogo i kiedy, kiedy ujawniać. Nie jestem historykiem. Nie jestem politologiem ani z zawodu, ani z zamiłowania. Nie fascynuję się odnajdowaniem Bolków do tego stopnia, żeby szukać ich samodzielnie. Myślę, że reprezentuję znaczący nurt naszego społeczeństwa, tj. pracuję, gotuję, sprzątam (przynajmniej się staram), chodzę do kina, mam swoje hobby. Polityką interesuję się na tyle, żeby wiedzieć co się dzieje w kraju i za granicą i wyrobić sobie jakiś pogląd na sprawy. Do tego wystarczy mi ze 2-3 razy w tygodniu przegląd prasy przy kawie w „Coffee Heaven”, kupno różnych tygodników (np. „Do Rzeczy”, „Polityka”), czytanie blogów w takim zakresie, na jaki pozwala mi czas.

Moi Dziadkowie pracowali wprawdzie w administracji państwowej, ale mimo propozycji w nagrodę za dobrą pracę, nie pchali się w żadne awanse, w żadną partię. Mieszkali z dziećmi w dwupokojowym mieszkaniu, na wakacje jeździli do Olejnicy nad jezioro. Dziadek był raz za granicą, kiedy go już w obecnym stuleciu zapakowaliśmy z Tatą do samochodu i wywieźliśmy na wycieczkę do Pragi, Bratysławy i Wiednia. Pod koniec lat 40. został aresztowany za bycie harcerzem. Babcia umarła na początku lat 90. Jako kołysankę śpiewała mi „Jak to na wojence ładnie / kiedy ułan z konia spadnie / koledzy go nie żałują / jeszcze końmi go tratują (…) / śpij kolego w ciemnym grobie / niech się Polska przyśni tobie”. Piękne i patriotyczne, ale jako mały dzieciak ryczałam i zasnąć w ogóle nie mogłam. Z takiego domu jestem. Tyle tytułem salonowej autolustracji.

Jak część osób wie, przez długi czas byłam dziennikarką sportową. To ogólnie spokojny staw i bardzo mi się ten stan rzeczy podobał. Ale i tu są jakieś wyznaczone odcinki. Otóż kiedyś toczył się w Miami pojedynek Jerzego Janowicza z Brazylijczykiem Thomazem Belluccim. Może ktoś z Was go nawet oglądał, bo był transmitowany. Zachowanie brazylijskiej mniejszości z Florydy było skandaliczne. Publiczność z tego kraju jest chyba najgorsza w całym tourze – nawet nie musi grać ich rodak, żeby ludzie wrzeszczeli w trakcie wymian, pluli, gwizdali. Wszystkich chętnych do przekonania się na własne oczy zachęcam do śledzenia transmisji turniejów z tego kraju. Wtedy, w Miami, Brazylijczycy od początku urządzili lincz Janowicza. Oberwało się też jego fińskiemu trenerowi, który po meczu opowiadał, że ciągle był wyzywany. O ile pamiętam, rzucali też w niego monetami, ale tu nie zaręczam. W każdym razie: sędzia nie miał nad tym żadnej kontroli mimo protestów polskiej ekipy, i mecz się toczył w takich warunkach. Jaki tytuł wydarzenia dał portal sport.pl (należący do Agory)? „Janowicz wygwizdany przez amerykańską publiczność” i w środku opis zupełnie innego spotkania niż oglądałam ja i wszyscy oburzeni komentujący. W sumie trudno się nawet dziwić, że po porażce na Wimbledonie Janowicz powiedział dziennikarzom: „Szczerze mówiąc, nie chce mi się z panami rozmawiać. Na pewno napiszecie mądry artykuł”.

Jak to się ma do profesora Kieżuna? Ano ma. Czy ktoś wiedział, że profesor już napisał książkę, w której ze swojej perspektywy opisywał współpracę z SB? Bo czytając notki z s24, widzę tylko bezbrzeżne zdziwienie. Dlaczego publicysta nie konfrontuje tych znanych już przecież fragmentów z własnymi opiniami lub materiałami, do których dotarł? Dziennikarze mają na studiach taki przedmiot, który nazywa się „język propagandy”. Tutaj się głównie ogląda filmy z czasów Hitlera, plakaty z czasów Stalina, omawia się znaczenie wartościujących przymiotników. Pan Baranowski wyłapał w swoim tekście np. „podsumowywał pogardliwie”. Skąd wiemy, ile tam było pogardy? Jak dziennikarz coś złapał i wie, to niech to publikuje. Nie musi wybielać, po prostu niech nie oczernia i da czytelnikowi szansę na samodzielnie wypracowaną opinię.

Wasza droga Nathii obecnie zajmuje się szeroko rozumianym marketingiem. Ogólnie – w bardziej łagodnej wersji, takiej jak pogłębianie związku marki z fanami przez blogi czy media społecznościowe. I tutaj muszę dać spojler mojego opowiadania (na szczęście mam tylko jednego czytelnika, więc myślę, że mi wybaczy dla dobra ogółu – sorry Lexblue!): marketing i propaganda wykorzystują podobne mechanizmy.Tu również popularna jest trójczłonowość fraz, bo to działa na odbiorców. Oczywiście, my nie mówimy „zapluty karzeł reakcji” a „tradycyjna dziewiętnastowieczna receptura” czy „ekologiczny silnik hybrydowy”.

Naukowcy z Yale zajęli się metodami perswazji, mającymi zmienić postawy odbiorców.W 1949r. opublikowali taki wniosek: „Kiedy odbiorcy ogólnie popierają twoje stanowisko, to najlepiej zastosować komunikat jednostronny (taki, który prezentuje tylko argumenty wspierające). Jeśli audytorium nie zgadza się z twoim stanowiskiem, to najlepiej przedstawić komunikat dwustronny, a następnie zbić argumenty, które są w opozycji do twojego stanowiska”. W teorii perswazji wiadomo również, że jeśli odbiorca ma wiedzę i jest bezpośrednio zainteresowany tematem, wówczas będzie poszukiwał informacji z różnych źródeł i porównywał argumenty. Jeśli zaś nie jest ekspertem w jakiejś dziedzinie, wtedy zaufa temu nadawcy, któremu ufa, z którego poglądami zazwyczaj się zgadza. W marketingu również hodujemy sobie audytorium – fani brandu na Facebooku będą mniej krytycznie nastawieni do serwowanych przez nas treści. A jak myślicie, co się dzieje z wiernymi fanami danego kanału komunikacji medialnej?

Dalej będę kupować "Do Rzeczy", ale będę brała do ręki z obrzydzeniem.

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka